Obchody św. Tarsycjusza (04.11.2017) cz. 2
16:55 , 13-11-2017

Autorką zdjęć jest pani Urszula Lach - serdecznie dziękujemy.

 

Moi synowie są ministrantami od kilku lat, więc już parę razy przeżywaliśmy w rodzinie Uroczystość św. Tarsycjusza. Za każdym razem przeżywamy to inaczej. Pierwszy raz był 7 lat temu, kiedy ministrantem został nasz starszy syn Janek. Wtedy radość mieszała się z obawą, czy sobie poradzi, czy nie będzie miał problemów ze wstawaniem na poranne msze. Okazało się, że obawy były bezpodstawne, bo wstawał chętnie. Kilka lat później ministrantem został nasz młodszy syn Karol i znów mieliśmy podobne obawy i ponownie okazało się, że były bezpodstawne.
W obchodach tej uroczystości bardzo lubię moment rozpoczęcia Eucharystii, kiedy ministranci wraz z księżmi procesyjnie wchodzą do kościoła. Można wtedy z bliska popatrzeć na nich. W jednych twarzach widać lekkie zdenerwowanie i niepewność, najczęściej u tych, którzy występują pierwszy raz w tej roli. W innych radość, że po okresie kandydatury otrzymają upragniony „kragiel” i zostaną pełnoprawnymi ministrantami (słyszałam, że niektórzy w piątkowy wieczór poprzedzający uroczystość nie mogli z emocji zasnąć). Twarze starszych są skupione, może liczą w myślach, który to już Tarsycjusz w ich życiu? A my rodzice patrząc na nich czujemy ogromną radość, wzruszenie i dumę.
W tym roku mieliśmy dodatkowe powody do radości. Na Mszę św. przybył ksiądz arcybiskup Damian Zimoń, który poświęcił sztandar ministrantów. Ksiądz Paweł zaproponował, żeby rodzice, jako fundatorzy sztandaru, wnieśli go do kościoła i przekazali ministrantom. Byłam jedną z osób wybranych do tej roli. I znów inaczej przeżywałam Mszę św., tym razem z obawą, czy wszystko pójdzie dobrze. Było to nowe doświadczenie dla mnie, przyznam, że trochę stresujące.
Po zakończonej Eucharystii pojechaliśmy do Domu Kultury. Tam mieliśmy okazję zobaczyć występ światowej sławy mima Ireneusza Krosnego. Pan Ireneusz nie tylko przedstawił swój program artystyczny, ale również podzielił się z nami świadectwem życia chrześcijańskiego i tym, jak wielką wartością w jego życiu jest rodzina. Odpowiadał też na nasze pytania.
Kolejnym punktem programu była agapa. Przy domowym cieście, kawie i herbacie mogliśmy porozmawiać i cieszyć się swoją obecnością. Był też pyszny bogracz przygotowany przez panie z Domu Kultury. Jednak największym hitem dla dzieci okazała się pizza, która rozeszła się w kilka chwil.
Bardzo się cieszę, że moi synowie należą do wspólnoty ministrantów, że służą z zapałem. Nie trzeba im przypominać o Mszy świętej, chętnie przychodzą też na dodatkowe nabożeństwa. Służba Chrystusowi przy ołtarzu to dar i powołanie, które należy pielęgnować i rozwijać. Życzę wszystkim ministrantom, żeby zawsze, niezależnie od wieku służyli z radością i gorliwością.
Króluj nam Chryste, zawsze i wszędzie.

Autor: p. E. Wycisk

 

 

Jak ciężko jest opisać w kilku słowach to wielkie i doniosłe wydarzenie, które spotkało Naszą rodzinę, no i mogę śmiało napisać naszą całą Parafię.
Na sobotnią Mszę świętą czekaliśmy bardzo długo i bardzo długo do niej się przygotowywaliśmy.
Każdy miał swoje odczucia, my z żoną przeżyliśmy ją bardzo wzruszająco, gdyż nasz syn po roku próby otrzymał "kragiel" i stał się prawdziwym ministrantem, teraz jesteśmy jeszcze bardziej z niego dumni, że on jako jedyny z naszej rodziny może służyć Panu Bogu najbliżej. Msza święta była jedną z ważniejszych Mszy świętych w moim życiu, gdyż miałem zaszczyt nieść i wręczyć ministrantom ich sztandar, który poświęcony został przez ks. Arcybiskupa Damiana.
Marzenie o sztandarze się spełniło !!
Po uroczystej Mszy św bardzo miło spędziliśmy popołudnie w naszym Domu Kultury, gdzie po występie p. Krosnego mogliśmy się spotkać przy tradycyjnej kawie i spokojnie ze sobą porozmawiać, bo nie zawsze jest ku temu okazja i miejsce. Na koniec chciałbym sobie i Wam wszystkim życzyć, aby te coroczne obchody św. Tarsycjusza owocowały - żeby wpisało się to w tradycję naszej Parafii, aby co roku przybywało przy stole Pańskim nowych ministrantów i nowych dumnych rodziców tak jak my.

Szczęść Boże
Mirka i Wojciech Piecowscy