Mój syn - powołany do służby...
11:04 , 15-04-2016
Mój syn - powołany do służby...

Mama Marka Skowrona:

BYĆ MINISTRANTEM TO WIELKIE WEZWANIE I WYZWANIE

 

 

Kiedy ministrantami w naszej parafii opiekował się ks. Grzegorz Hawel, bardzo często po niedzielnej Mszy pytał naszego syna, kiedy wreszcie przyjdzie na zbiórkę ministrantów. Marek wtedy chodził jeszcze do przedszkola, ale był już po pierwszej, wczesnej Komunii świętej. Nie od razu na zbiórkę poszedł, ale to pytanie chyba gdzieś tam w nim tkwiło, bo w nowym roku szkolnym, kiedy opiekunem ministrantów został ks. Adam Kiedrzyn, a Marek rozpoczął pierwszą klasę, postanowił pójść na zbiórkę ministrancką. Przyznaję, że dla nas, rodziców, była to wielka radość, ale i niepewność, czy wytrwa. Wiadomo, kolejny obowiązek.

Pamiętam, jak wielkim przeżyciem dla mojego Marka ministranta i dla nas też, był pierwszy Wielki Tydzień, czuwanie przed Najświętszym Sakramentem przy Bożym Grobie. Byłam niesamowicie wzruszona, że moje dziecko ma specjalnie wyznaczoną godzinę, w której będzie czuwał przy Panu Jezusie. A potem wieczorna liturgia podczas Triduum. I znowu się martwiłam, czy to nie za późno dla niego, ale tu się myliłam – dla Marka to nie był to żaden wyczyn.

Po pierwszej klasie, w wakacje Marek pojechał na letnie rekolekcje do Lipnika. Dla nas – kolejne wielkie przeżycie. Tym bardziej, że jechał tam sam, bez żadnego kolegi z parafii. On raczej nie bardzo zdawał sobie sprawę z tego, jak to będzie – 9 dni po raz pierwszy poza domem. Poza tym, był tam chyba najmłodszy. Wiem, że tęsknił, najbardziej wtedy, gdy wieczorami dzwonił do domu, gdy słyszał mój głos albo taty. Bo w ciągu dnia – jak mówił ksiądz prowadzący rekolekcje – podczas zajęć czy zabaw z kolegami, o domu nie wspominał. I chyba ostatecznie mu się podobało, bo każdego roku latem podczas wakacji na rekolekcje jeździł. W tym roku cieszy się już, że razem z nim pojadą wszyscy ministranci z naszej parafii, i że będzie je prowadził NASZ ksiądz Paweł.

Marek w tym roku kończy piątą klasę i pięć lat jest ministrantem. Szczerze powiem, nie byłam pewna na początku, czy sobie poradzi, czy podoła nowym obowiązkom, czy wytrwa. Ważna jest na pewno pomoc rodziców, by dziecko wspierać i mobilizować. Szczególnie ranne wstawanie nie jest łatwe. Nawet dla mnie niedzielna Msza o szóstej rano jest środkiem nocy. Dlatego przeważnie o tej porze towarzyszy mu tata. Na szczęście Marek polubił te Msze o świcie i teraz, kiedy trzeba, chętnie się nawet zamienia z innymi. 

Myślę, że wielka jest też rola opiekuna ministrantów. Chłopcy, szczególnie ci dorastający patrzą na niego, obserwują, słuchają i mówią: „Ksiądz jest fajny”. Nie potrafią – jak my, dorośli – powiedzieć, że ksiądz ma dla nich czas, jest z nimi, interesuje ich sprawami, staje się powoli ich autorytetem. A to też chodzi. Bo mały chłopiec – nie czarujmy się – nie zostaje ministrantem z miłości do Pana Jezusa. Chyba, że to jest św. Dominik Savio.